środa, 28 grudnia 2016

nie chwal dnia przed zachodem słońca

dokładnie tak...
ucieszyłam się początkiem listopada że udało mi się wrócić do biegania i po tym udało mi się pobiec ledwie 2 razy.
najpierw porwalam się na 9km i naciagnęłam ścięgno w stopie. później znowu wróciła kontuzja/przeciążenie kolana. i skończy się znowu na 2-3 miesiącach przerwy...

nie wspominałam wcześniej, ale Mr Run nie może biegać od lutego, od feralnego prezentu walentynkowego. od tamtego czasu bolą go mięśnie, ścięgna albo coś innego w klatce. był tak blisko maratonu a ja wszystko zepsułam...

za to, na pocieszenie, w 5 miesięcy przespacerowaliśmy prawie 1100km!

po świętach kolana męczyć bieganiem nie będę, bo na dłużej odmówi posłuszeństwa z dodatkowym, poświątecznym obciążeniem.

mam za to dzielne postanowienie wybrać się jeszcze w tym roku na jogę...
kiedyś, jeszcze na studiach, próbowałam pilatesu, ale jakoś nie zaskoczyło. a jogą się teraz wszyscy zachwycają. chociaż fakt że jest "modna" trochę mnie zniechęca...
znalazłam już studio niedaleko pracy i mam wielką nadzieję że będę na tyle zawzięta, że pójdę na zajęcia jutro rano. w końcu warto po świętach pomyśleć o sobie cieplej oraz dobrze wykorzystać koniec roku i urlop.

kto wie, może mi się spodoba i będę tak uzupelniała treningi biegowe, do których mam nadzieję wrócić jeszcze w styczniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz