ostatnio, w czasie biegu z Mr Run, uslyszałam od niego, w ramach podtrzymywania na duchu i psychicznego ciagnięcia mnie do mety, że uprawiam sporty ekstremalne. kiedy zapytałam o co mu chodzi powiedzial, że mało babek biega zimą, więc siłą rzeczy jestem ekstremalna.
widzę tylko jeden problem. kiedy z sypkiego śniegu zrobił się lód a później plucha, deszcz, szaruga i nieodśnieżone ścieżki w parku jakoś tak mniej chce mi się wychodzić na trening.
w zeszłym tygodniu byłam ledwie na dwóch. w czwartek i w sobote. całe szczęście zrobiłam 131% tygodniowego planu, ale martwilam się, że nie dam rady.
ten tydzień zaczął się podobnie do poprzedniego - od samego początku nie chce nam się wychodzić na treningi. Mr Run może się zasłonić przeziębieniem, ale u mnie to niestety zwykły leń.
i tym razem będzie trudniej przebiec planowe 14,4, bo nie mam na sobotę planu zwiekszania dystansu.
w ostatnią zrobiłam 11,6 km.
btw. gdyby udało mi się dodawać po 1,5 km miesięcznie, do końca roku mogłabym przebiec półmaraton...
zamiast planowanych 43,3 przez 3 tygodnie mam 58,2 i ponad 11h spędzonych w biegu.
i to mimo pluchowego lenia!
i to mimo pluchowego lenia!
oraz obolałych łydek przez to bieganie jak po piachu, na przemian z lodem.
biegaczki.pl