w poniedziałek wieczorem 4,5km z Mr Run.
w środę przed pracą, bo wyjeżdżałam na integracjo-delegację, 4,8km z Mr Run.
w piątek rano (na delegacji) 6,6km w pięknych terenach z trenerem szkoleniowym.
łydek oczywiście. lekarz doradził tydzień przerwy po tym jak przestanie boleć. a dzisiaj jeszcze trochę boli. ale całe szczęście nie jest to kontuzja.
kolejny bieg dopiero w przyszłą sobotę. i znowu prawie od zera :(
dzisiaj wieczorem miałam siłę pozdrowić ledwie dwóch pierwszych biegaczy, jeszcze przed parkiem. niestety oboje nas zignorowali.
całe szczęście, że biegłam z Mr Run, który nie stracił zapału ani sił.
dzisiaj byłam pierwszy dzień w nowej pracy :)
jestem z siebie dumna, że mimo zmęczenia i bólu piszczela dałam radę przebiec całe zaplanowane 3 kółka.
piszczel boli mnie od wczorajszego spaceru na cmentarz wojskowy i spowrotem - 11,5km. lubię takie eskapady z Mr Run!